Alicja i Patrycja
Poznajcie Alicję i Patrycję – mamy Zoi (3 lata), Mii (5 miesięcy) i Liama (7 miesiący). Rodzina mieszka w Krakowie z dwoma psami
Mija już 20 lat od kiedy się znają. Biorąc pod uwagę i wiek, można powiedzieć, że znają się całe życie – od pierwszej klasy szkoły podstawowej. Zaprzyjaźniły się. Mimo tego, że dalszą edukację odbywały już osobno, nie straciły ze sobą kontaktu, widywały się w weekendy, chodziły razem na basen. Z czasem stawały się sobie coraz bliższe, razem imprezowały, zwierzały się sobie. Po liceum Patrycja studiowała resocjalizację, Alicja skończyła szkołę fryzjerską i zaczęła pracować.
Mimo tego, że bywały okresy, w których miały inne partnerki, to zawsze je do siebie „ciągnęło”, nawet wtedy nie traciły kontaktu. Zawsze się wspierały, miały podobne marzenia, pomysły na życie i wyobrażenie o rodzinie. Obie chciały mieć dzieci.
Związek, wcześniej przez długi czas oparty na przyjaźni, stał się relacją romantyczną – wtedy zdecydowały się na wspólne życie. Mówią, że ominął je etap randkowania i „stroszenia piórek”, bo przecież znały się od zawsze.
Mama Patrycji od razu zaakceptowała ich związek, natomiast mama Alicji potrzebowała trochę czasu. W tej chwili para ma dobre relacje nie tylko z mamami, ale również z babciami.
Kiedy pojawiło się ich pierwsze dziecko, niektórzy ich znajomi nie dowierzali, że się na to zdecydowały. Natomiast od obu rodzin otrzymały w tym czasie ogromne wsparcie.
W tej chwili dzieci jest już troje. Alicja jest biologiczną mamą Zoi i Liama, Patrycja jest biologiczną mamą Mii. Cała trójka powstała z nasienia tego samego dawcy. Między młodszymi dziećmi jest bardzo mała różnica wieku – tylko 7 tygodni. Kobietom zależało, żeby różnica wieku między młodszymi dziećmi była mała. Dzięki temu relacja między dziećmi jest mocniejsza. Alicja i Patrycja ze śmiechem mówią, że wspólna ciąża to było “ciekawe” doświadczenie.
Żeby w polskich warunkach mogły się czuć bardziej rodziną, Patrycja postanowiła zmienić nazwisko na nazwisko Alicji. Na tę zmianę zdecydowały się, gdy Alicja była w drugim miesiącu ciąży. „Niestety, zmianę nazwiska trzeba uargumentować. Kiedy podawałyśmy prawdziwe powody – urząd odmawiał nam zgody. Musiałam podać zmyślone argumenty. Ta sytuacja była dla mnie bardzo trudna” mówi Patrycja.
I dodaje: „Mam dziecko od trzech lat, ale na szczepienie bez problemu mogłam pójść dopiero z Mią. Jestem mamą wszystkich naszych dzieci, opiekuję się nimi, wychowuję i z nimi mieszkam. To jest dla mnie upokarzające, że do zwykłych rodzinnych decyzji i spraw potrzebuję specjalnego upoważnienia”.
Wszystkie dzieci Patrycja i Alicji urodziły się w tym samym szpitalu. Personel szpitala pamiętał je doskonale. Ich relacja nie była dla niego problemem, kobiety nie spotkały się z jakąkolwiek nietolerancją czy odrzuceniem. Najstarsza córka – Zoja – chodzi do przedszkola, w którym panuje atmosfera akceptacji i zrozumienia, kobiety nie spotkały się tam z odrzuceniem ich jako rodziny.
Temat ślubu za granicą nie wzbudza w nich specjalnych emocji. Natomiast obie mówią, że gdyby w Polsce zmieniło się prawo i ślub był możliwy, to byłyby pierwsze w urzędzie.
Alicja: „Nasze dzieci według obowiązującego prawa są dla siebie obce. To powoduje, że na przykład jak przechodzę przez ulicę to 15 razy się rozglądam, bo mam z tyłu głowy to, że jeśli mnie zabraknie, to moja partnerka nie będzie mogła zająć się dziećmi.” Takie same obawy towarzyszą również Patrycji. “Oczywiście mamy wspierające rodziny, w przypadku jakiegoś nieszczęścia nasze dzieci nie trafią do domu dziecka. Ale to marna pociecha. To codziennie powoduje olbrzymi stres, z którym musimy sobie radzić.”.
Patrycja: „Nasze rodziny nie robiłyby nam żadnych problemów. Ale przecież w przypadku innej rodziny dziecko mogłoby trafić do placówki opiekuńczej, przecież to jest potworna trauma. W parach hetero, nawet tych żyjących bez ślubu, nie ma takiego niebezpieczeństwa.” Myślą o innych możliwościach notarialnych, jakie daje w tym momencie polskie prawo, a które choć w części zabezpieczyłyby ich przyszłość. Wiedzą jednak, że obecnie nie istnieje rozwiązanie, które chroniłoby ich interesy kompleksowo.
Ponieważ w naszym kraju ich rodzina nie jest uznawana za rodzinę, nie przysługują im z tego tytułu żadne świadczenia – np. nie mają możliwości korzystania z karty dużej rodziny, choć przecież są dużą rodziną!
Jak same o sobie mówią, są spełnioną, szczęśliwą, pozytywną, kochającą się rodziną. Dbają o siebie, chcą zapewnić sobie i swoim dzieciom jak najlepsze życie.
Liczą na zmiany w Polsce, na zmianę władzy i rządu. Liczą na to że „pojawią się ludzie u władzy, którzy będą uważać nas za ludzi, a nie za ideologię”. Marzy im się Polska, w której wprowadzone zostanie prawo pozwalające na prawdziwą równość, na możliwość zawarcia ślubu, który da im prawa zarezerwowane teraz jedynie dla związków heteroseksualnych.
Chciałyby uregulowania kwestii prawnych, takich jak np. dziedziczenie. „Mamy dość tego kombinowania, to nas już po prostu męczy. Żyjemy ze sobą przecież na co dzień, mamy wspólne dzieci, psy, myjemy razem zęby, robimy razem zakupy, niczym się nie różnimy od innych rodzin” – mówią.
Alicja: „Ja mam cel jako rodzic, żeby zbudować w sobie takie poczucie własnej wartości, by być głuchą na dotykającą mnie czasami nietolerancję społeczną. Obecna sytuacja obraża nas i nasze dzieci. Życie jest tylko jedno i żyjemy by być szczęśliwymi, a nie by kogoś zadowolić, czy udawać kogoś, kim nie jesteśmy”.